reklama
kategoria: Na Sygnale
7 marzec 2024

Miała na imię Liza - przez Warszawę przeszedł marsz milczenia

zdjęcie: Miała na imię Liza - przez Warszawę przeszedł marsz milczenia / fot. PAP
fot. PAP
Tłumy ludzi przeszły w środę wieczorem przez Warszawę w marszu milczenia, będącym protestem wobec przemocy wobec kobiet. Zorganizowano go po brutalnej napaści i gwałcie na 25-letniej Białorusince, która po kilku dniach zmarła. Miała na imię Liza i pod takim hasłem szli przed Pałac Kultury protestujący.
REKLAMA

"Miała na imię Liza, 25 lat, brązowe oczy i talent do projektowania czapek. Przyjechała do Polski jako uchodźczyni z Białorusi. Nie dowiemy się już, o czym marzyła i co planowała - w nocy, w centrum Warszawy, w ekskluzywnej dzielnicy, została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Nikt nie zareagował, nikt nie zadzwonił na 112" - napisali na Facebooku organizatorzy marszu - białoruskie feministki, Fundacja KRAINA, Fundacja Martynka, Feminoteka, Ogólnopolski Strajk Kobiet, SEMA Ukraine, Rezistanta Ukraine - zapraszając do uczestnictwa w nim.

Elizawietę, gdyż tak brzmi pełne imię kobiety, nagą i nieprzytomną, znalazł w niedzielę, 25 lutego, wcześnie rano dozorca w bramie posesji przy ul. Żurawiej w Warszawie. Wezwał pogotowie i policję, kobieta trafiła do szpitala, była w stanie krytycznym. Zmarła, nie odzyskawszy przytomności, w piątek 1 marca. Sprawcą, który został zatrzymany jeszcze w dniu napaści, okazał się 23-latek. Podczas przeszukania jego mieszkania policjanci znaleźli m.in. duży nóż kuchenny i kominiarkę użyte do popełnienia przestępstwa. Nie tylko zgwałcił kobietę, ale też zrabował swojej ofierze dwa telefony komórkowe, kilka kart płatniczych oraz portfel.

"Miała na imię Liza" - tymi słowami zaczynała swoje przemówienie każda osoba, która brała do ręki mikrofon i wspominała zmarłą kobietę. Ludzie gromadzili się na ul. Żurawiej 47, w miejscu, gdzie doszło do gwałtu. Składali pod murem kwiaty, zapalali znicze. Niektórzy uczestnicy płakali. Nie wstydzili się swoich łez, kiedy padało kolejne: "Miała na imię Liza".

"Ten marsz jest po to, żebyśmy na różnych poziomach zapoznali się z tym, czym jest przemoc. Przemoc tragiczna, straszliwa, jak ta, która spotkała Lisę. Ale też po to, abyśmy sobie uświadomili, że ta przemoc się buduje jako spektrum. Oraz, że jako społeczeństwo, na nią dozwalamy, wychowujemy w taki sposób nasze dzieci, przyszłe kobiety i mężczyzn, że buduje się kultura gwałtu. Nie chodzi o powszechne gwałcenie, ale o to, że przemoc jest jak powietrze, którym oddychamy" - powiedziała w rozmowie z PAP Karolina Sulej, pisarka, działaczka fundacji Kraina, współorganizatorka marszu.

Podobnego zdania jest Robert Grzybek, ojciec dorosłego już syna, który - jako jeden z wielu mężczyzn, starszych i młodszych - uczestniczył w zgromadzeniu.

"Przyszedłem tutaj, bo chcę wyrazić swój sprzeciw przeciwko przemocy. Przeciwko przemocy wobec kobiet, ale także przemocy w ogóle, wszechobecnej w naszym życiu, którą dziś akceptuje powszechnie i wręcz gloryfikuje poprzez media, social media, muzykę" - podkreślił w rozmowie z PAP. Jego zdaniem, na platformach streamingowych dominują filmy o seryjnych mordercach, bardzo popularnym sportem są walki w klatkach (MMA), nawet publicznie znane osoby biją się dla pieniędzy.

"I to wszystko – wizerunek przemocy, poczucie, że wszystko można, że pieniądze wszystko załatwią - dostaje dziś od nas młodzież" - podkreślił. Jak wskazał, wiele osób, szczególnie mężczyzn, nie myśli o tym jak wygląda świat kobiet na co dzień, więc on chciałby reprezentować tę część męskiej populacji, która chce to nagłośnić, choćby stojąc tutaj przez chwilę.

"Miałą na imię Liza" - zaczęła przemawiać kolejna osoba, podnosząc temat będący tematem gorącej dyskusji na forum publicznym po tragedii, jaka dotknęła 25-latkę. Okazało się bowiem, że scenę napaści i - prawdopodobnie samego gwałtu - widziały dwie kobiety wracające wcześnie rano do domu. Niestety, nie zareagowały, nie zadzwoniły nawet pod alarmowy numer 112. Dopiero po kilku dniach, kiedy sprawa została nagłośniona przez media, zgłosiły się na policję i opowiedziały, czego były świadkami.

"Reagujmy, działajmy, wspierajmy. Zróbmy tak, żeby ten świat był bezpieczniejszy. Nie chcemy bać się wychodzić na ulicę, nie chcemy, by bały się tego nasze córki. Nie chcemy, żeby bały się tego osoby, które przyjechały do Polski, żeby znaleźć swoje bezpieczeństwo, swoje miejsce. Lisa – nie zapomnimy - powiedziała donośnie przez megafon kolejna z przemawiających.

Wśród protestujących był także Paweł Łatuszka, szef Narodowego Zarządu Antykryzysowego, zastępca szefa Zjednoczonego Gabinetu Przejściowego, były minister i ambasador Białorusi, a obecnie lider diaspory białoruskiej w Polsce.

"Jestem tutaj, razem z moją córką, żeby zaprotestować przeciwko przemocy wobec kobiet. Jesteśmy tu razem, solidarni wobec przemocy – Polacy, Ukraińcy, Białorusini" - wyjaśnił w rozmowie z PAP. I on się odniósł do problemu braku reakcji na przemoc, która często miewa miejsce, nie tylko w przypadku dramatu Lizy.

"Ważne jest także, aby nikt nie pozostał obojętny. Nie ignorujmy krzyków dobiegających zza drzwi sąsiada ani niejednoznacznych sytuacji na ulicy. Należy pamiętać, że niestety otacza nas mnóstwo przemocy ze strony osób silniejszych wobec słabszych. Mamy jednak siłę, aby się temu przeciwstawić" - zaapelował. "Walczmy za tych, którzy są słabsi, niż my. Tak uważam, tak mnie wychowano: powinienem bronić tego, kto jest słabszy ode mnie" - dodał.

Zapewnił, że jest tutaj nie jako polityk, tylko jako człowiek i ojciec, jednak w rozmowie poruszył także kwestie polityczne związane z jego ojczyzną. Jak wskazał, także na Białorusi gwałt skutkuje odpowiedzialnością karną. Jednak nie jest możliwe poznanie prawdziwej skali tego problemu, ponieważ nie publikuje się statystyk, a organizacje praw człowieka są likwidowane.

"Problem przemocy domowej jest generalnie negowany na poziomie państwa, a nie istnieje odrębny akt prawodawczy w tej sprawie. Jego przyjęcie blokuje osobiście Łukaszenka, który jest pełen wyższości i pogardy wobec kobiet" - powiedział.

Przykładem tego może być fakt, że w Białorusi jest 88 zawodów, których zabrania się wykonywać kobietom. Z kolei 2020 roku co najmniej 895 kobiet zostało aresztowanych i niesprawiedliwie skazanych za działalność społeczną, a represje nie słabną. W tej chwili w białoruskich więzieniach znajduje się 187 kobiet.

"Ale dziś jestem tutaj nie jako polityk, tylko jako człowiek i mówię: powinniśmy wszyscy postawić tamę przemocy" - powtórzył Łatuszka.

"Idziemy w milczeniu, które nas jednoczy, czujemy ból, gdyż odeszła bardzo młoda, wspaniała dziewczyna. Oprócz bólu czuję też wdzięczność za solidarność, z jaką spotkała się Liza, kiedy leżała w szpitalu i wydawało się, że jest jeszcze dla niej szansa, że przeżyje tę napaść i gwałt. Polacy, Białorusini, wszyscy, zbierali pieniądze na jej leczenie, by wspomóc ją w trudnej sytuacji i zebrali naprawdę dużą kwotę" - podkreślił.

Zebrani z ulicy Żurawiej przeszli, w milczącym pochodzie, ulicą Marszałkowską. Ich celem był Pałac Kultury i Nauki, gdzie marsz miał swój finał. Ludzie nieśli transparenty z napisami m.in. "Kobieta nie jest łupem" oraz "Wina gwałciciela, nie ofiar".

Jedna z uczestniczek marszu, Faustyna, powiedziała PAP, że często zarzuca się ofiarom gwałtu, że nie krzyczą, nie wzywają pomocy.

"Ale pojawia się pytanie: czy gdyby krzyczały otrzymałyby pomoc? Jestem sceptyczna. Poza tym one często są sparaliżowane strachem, nie są w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Gwałt zawsze jest winą agresora. Nie można winić ofiary za to, że się źle ubrała, że sama prowokowała, że nie krzyczała… Ludzie, którzy tak mówią, nigdy pewnie nie byli w takiej sytuacji, nie wiedzą, jak sami by zareagowali" - zauważyła Faustyna.

Uczestnikom protestu towarzyszył chór, który odśpiewał kilka białoruskich pieśni żałobnych. Kiedy organizatorki ogłosiły koniec marszu, do mikrofonu podeszła Jana Shostak, polsko-białoruska aktywistka, artystka intermedialna, feministka i wydała z siebie głośny, wibrujący, przeszywający nocne powietrze krzyk.

Później, w rozmowie z PAP, powiedziała, że osobiście nie znała Lizy, ale przyszła tutaj, gdyż ona także, każda kobieta, mogła być na jej miejscu. Poza tym, jako kobieta i jako Białorusinka czuje z nią "podwójną solidarność". Jest jej także bliska, gdyż obie uciekły z ojczyzny przed represjami. Zapytana, dlaczego krzyczy, zamiast płakać, odparła: "Krzyczałam, bo skończyło mi się miejsce na płacz, już go nie ma. Jeżeli w XXI wieku, w centrum Europy, wciąż doświadczamy przemocy rodem ze średniowiecza, powinniśmy krzyczeć, najgłośniej, jak to możliwe. I nigdy, nigdy nie być obojętni" - podkreśliła z mocą. (PAP)

Autorka: Mira Suchodolska

mir/ agz/

PRZECZYTAJ JESZCZE
Materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez [nazwa administratora portalu] na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.
pogoda Jordanów
2.8°C
wschód słońca: 07:31
zachód słońca: 15:43
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Jordanowie

kiedy
2025-01-18 19:00
miejsce
Orawskie Centrum Kultury w...
wstęp biletowany