Policja przesłuchała 29 osób w związku z naruszeniem miru domowego na Uniwersytecie Warszawskim
Jak powiedział PAP rzecznik stołecznej policji Robert Szumiata, na przesłuchanie stawiło się 29 z 32 wezwanych osób - uczestników propalestyńskiego protestu. Wszystkim zostały postawione zarzuty naruszenia miru domowego na Kampusie Głównym Uniwersytetu Warszawskiego.
W środę od godziny 14 przed komendą policji na ul. Wilczej w Warszawie gromadziły się osoby wspierające przesłuchiwanych. Początkowo była to grupka ok 15. osób, która z biegiem czasu urosła do ok. 30 osób. Młodzi ludzie krzyczeli pod komendą policji: "UW współpracuje, Izrael morduje!", "Rektor Nowak ma krew na rękach!".
Jedna z tych osób powiedziała PAP, że protestujący domagają się, aby ich negocjacje z UW były upublicznione.
"Domagamy się, aby negocjacje były publiczne. Od kroków uczelni będą zależały nasze następne kroki. Po jutrzejszym - czwartkowym proteście ustalimy kolejne działania" – powiedziała w środę PAP Agnieszka Kula, studentka II roku Kolegium Międzydziedzinowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. I dodała: "Jesteśmy otwarci na negocjacje. Na ustalanie warunków i szukanie miejsc wspólnych, żeby pójść dalej, bo nasze postulaty są bardzo szerokie i można je na różne sposoby procesować".
Protest studentów rozpoczął się 24 maja i przez prawie trzy tygodnie miał pokojowy charakter. Od początku jego uczestnicy żądali m.in., by rektor UW prof. Alojzy Nowak potępił państwo Izrael za prowadzoną politykę wobec Strefy Gazy i zerwał wszelkie kontakty, które UW utrzymuje z uniwersytetami izraelskimi, instytutami badawczymi, a także z firmami. Rektor UW wielokrotnie podkreślał zarówno w rozmowach ze studentami, jak i w różnych mediach, że potępia działania wojenne.
W wywiadzie dla PAP rektor Nowak poinformował, że od początku trwania protestu – czyli od 24 maja – on i jego pracownicy spotykali się ze studentami kilka razy i wszystkie te spotkania odbywały się w atmosferze dialogu.
W środę 12 czerwca w związku z radykalizacją protestu na Kampusie Głównym uczelni interweniowała policja. Uzasadniając swoją decyzję rektor UW podkreślił, że "czym innym jest prawo do protestowania, a czym innym są zachowania naruszające prawa i wolności drugiego człowieka, ingerujące w jego nietykalność cielesną".
17 czerwca dziekani i dyrektorzy jednostek UW napisali w liście do społeczności akademickiej, że wrażliwość na krzywdy i solidarność ze ofiarami konfliktów pozostaje w sprzeczności z niegodnymi działaniami. "Protesty powinny być skierowane do właściwych adresatów, a przy ich wyrażaniu nie wolno stosować przemocy. Przemoc przecież jest godna potępienia. Rektor Uniwersytetu Warszawskiego nie jest stroną konfliktu toczącego się obecnie na Bliskim Wschodzie. Przeciwstawiamy się temu, aby utożsamiać brak spełnienia przez niego postulatów osób protestujących z akceptacją działań wojennych!" - napisali.
Dzień później Helsińska Fundacja Praw Człowieka przedstawiła stanowisko, by działania wobec uczestników protestów na uczelniach miały charakter proporcjonalny i odbywały się z poszanowaniem wolności zgromadzeń. Wezwała też do rozważenia wycofania wniosków o ściganie "za rzekome naruszenie w czasie protestu miru domowego uczelni przez jej studentów i studentki". (PAP)
Autorka: Urszula Kaczorowska
uka/ bar/ mhr/